Nieważne jak bardzo to wszystko nie ma sensu. Potrzebuję mojego katharsis, nawet jeśli zdaję sobie sprawę z jego beznadziejności. Lecz jeśli coś jest głupie, ale działa, to znaczy że nie jest głupie - czyż nie?
Nie żałuję swojej decyzji. Czuję, że postąpiłam słusznie wywołując burzę stulecia, mimo że zabrała ona sens mojego życia. Trwam teraz w beznadziejnej wichurze, czekając aż deszcze i wiatry się uspokoją. A mnie, najzwyczajniej i najprościej, brakuje... nie, nie, nie... Nie brakuje mi - ja tęsknię, za błogą ciszą przed burzą.
Śpiewałam tą piosenkę, gdy siedziałeś obok. Z łzami w oczach i pustką w sercu. W duszy modliłam się byś zrozumiał moją wewnętrzną walkę i zmienił cokolwiek. Marzyłam o tym byś zauważył i powstrzymał to co miało nastąpić. Jednak na Twój komentarz dotyczący melancholijnych nut odpowiedziałam tylko "Nie martw się, przecież wiesz, że po prostu lubię takie smęty". Wiedziałam, że nie zrobisz nic, żyłam tylko głupią nadzieją.
Wybacz, że mnie nie ma teraz
Kiedy świat nasz na zakręcie,
Że nie umiem dotknąć nieba
I że jutro mnie nie będzie
Znowu kiedy zgasisz lampkę,
Co przed snem broniła jeszcze
I przylecą z czarnym wiatrem
Te znajome zimne dreszcze
Wybacz proszę, że nic więcej
Dziś powiedzieć nie potrafię
Wstyd się przyznać, że jest ciężej
Kiedy mówią: „razem łatwiej”
Już nie umiem tak jak wcześniej
Spojrzeć w Twoje szklane oczy
Z tym paranoicznym lękiem
Chcę uciekać w szarość nocy
Idź przed siebie, dziś bo przecież
Czas wszystko pozmienia
Zgasną wspomnienia
Mgła zasłoni cień mych dłoni
Zastygnie powietrze
Ty zapomnisz
Wybacz, że zostały po mnie tylko
Te walczące z kurzem zdjęcia
I ta beznadziejna bliskość
Szara, pusta, bezimienna
Wybacz mi te wszystkie grzechy
Te o których ciężko śpiewać
I zmienione w płacz uśmiechy
Wobec bezradności nieba
Idź przed siebie, dziś bo przecież
Czas wszystko pozmienia
Zgasną wspomnienia
Mgła zasłoni cień mych dłoni
Zastygnie powietrze
Ty zapomnisz
Idź przed siebie i niech w niebie
Anioły Cię chronią
Niech lecą nad Tobą
Czas rozdzieli nas
I zmieni czucie w widzenie,
serca w kamienie
W słowach tej piosenki przepraszałam Cię za swoje myśli o rozstaniu. Byłeś na wyciągnięcie ręki, a mimo to czułam że z biegiem czasu coraz bardziej się oddalam. Zaczęłam bać się spoglądać w Twoje oczy, te w których kiedyś tonęłam oddana bezgranicznie... Coraz częściej uciekałam w swój wewnętrzny świat, a to w nim toczyła się krwiożercza walka. Uciekałam na długie wieczorne spacery, tłumacząc sobie wszelkie za i przeciw. Tłumaczyłam sobie, że cokolwiek się stanie, czas uleczy nasze rany. Że czas pozwoli Ci ruszyć z miejsca i żyć dalej, lepiej. Teraz nasza bliskość pozostała tylko na fotografiach. Grzechy, o których nawet boję się myśleć. Teraz jestem wyprana z uczuć i emocji. Jak biała kartka.
Jestem białą kartką,
podeptaną i naddartą,
pełną śladów czarnych,
śladów Twoich słów.
Czuję, krew przyspiesza,
myśli wszystkie wiatr przemieszał,
chyba nie mam siły
szukać Ciebie znów.
Bóg się mógł zlitować,
mógł napisać mnie od nowa,
ale łatwiej było zmazać resztki mnie.
W oczach ciemne plamy,
każdy oddech poszarpany,
chyba nie mam siły
znowu szukać Cię.
Idę w parze z czarną ciszą
chmury wciąż nade mną wiszą,
ale przecież już przetrwałam tyle burz.
W dół schodami idę,
dokąd, nie wiem i nie widzę.
Piętro wyżej zrezygnował Anioł Stróż.
Jestem kartką białą,
pogniecioną i niecałą,
bo nie wyszedł pisarzowi pierwszy szkic.
Czuję, cichną drzewa,
blaknie ostry kolor nieba,
chyba nie mam siły,
chyba nie mam nic.
Idę w parze z ciszą czarną,
Bóg mnie oddał jej za darmo,
ale przecież już przetrwałam tyle burz.
W dół schodami idę,
kocham, tęsknię, nienawidzę.
W sercu noszę tępy, przerdzewiały nóż.
Idę w parze z czarną ciszą,
chmury wciąż nade mną wiszą,
nie wiem, ile jeszcze zdołam przetrwać burz.
W dół schodami idę,
dokąd, nie wiem i nie widzę.
Piętro wyżej zrezygnował Anioł Stróż.
Tyle razy mówiłam Ci o mych wątpliwościach, a Ty obracałeś je w żarty. To one mnie niszczyły- tłumaczyły że to we mnie jest problem i że jeśli kiedyś nastanie burza to będzie ona tylko i wyłącznie z mojej winy. Czas mijał, a między nami narastała cisza. Może to właśnie w tej ciszy nas zagubiłam? I choć Twoje słowa zapewniały mnie o wielu rzeczach, ja zaczęłam szukać czynów. Dostrzegłam, że lata mijały, a ja wciąż szukałam pewności. Stałeś się więc moją kolejną burzą. Kłębiło się coraz więcej wątpliwości, a mnie zaczęło brakować sił by je sobie tłumaczyć. Schodziłam w dół, w mrok, a Ty stanąłeś gdzieś na półpiętrze i nawet przestałeś wołać bym zawróciła. To nie była pierwsza burza w moim życiu - więc nagle poczułam się silniejsza o te wszystkie doświadczenia. "Ja dam sobie radę- Ty też musisz" - tłumaczyłam sobie za każdym razem.
Kiedy odejdziesz,
Nie zostawiaj już nigdy za sobą
Letnich powiewów.
Zabierz je proszę daleko stąd,
W otchłań bezkresu…
Kiedy odejdziesz,
Nie zostawiaj mi na pożegnanie
Swego oddechu.
Weź jego ciepło z moich rąk,
Niech i one już się leczą…
Gdy mnie opuścisz,
Zostaw okno północne otwarte,
By zaprosiło wiatr,
A on niech wieje mocno
I zbiera wszystkie martwe wspomnienia…
Nie pisz, że nie chcesz.
Napisz tylko po co było,
Tyle czasu to ukrywać…
I udawać,
Że to wszystko może kiedyś jeszcze wyjdzie…
Kto chciał mieć bajkę własną,
Wie, że ognie jednak łatwo gasną.
A potem zostaje żar,
Którego dogasić często nie ma jak.
Na co to komu było,
Kto pozwolił by się tak ukrwiło…
A przecież im coś rośnie dłużej,
Tym bardziej boli i wyrwać trudniej.
I niech patrzą liście!
Tak łatwo upaść, jak one wszystkie.
Niech kwiaty zobaczą,
Że ludzie choć tańczą razem…
Sami płaczą.
No i stało się. Nadeszła ta chwila, kiedy z dnia na dzień zniknąłeś z mojego życia. Choć przestałeś być w nim fizycznie, to pozostałeś jednak gdzieś wewnątrz mnie. Może kojarzysz dajmony ze świata Mrocznej Materii? Czuję się, jakby oddzielony został ode mnie mój odwieczny przyjaciel- fragment mojej duszy. Całe lata mnie do siebie przywiązywałeś i obiecywałeś że jeśli się nie zmienię to już wiecznie będziemy tacy szczęśliwi. A może można było tego uniknąć? Gdybym nie była taka uparta i tak szaleńczo zakochana. I jak teraz przestać bać się miłości? Po tej bajce pozostały tylko zgliszcza. Niech trwająca wichura to wszystko zabierze, posprząta bałagan w mojej głowie.
Jak osłonić głupie serce, kiedy wiatr tak silny
kiedy marzą mu się tylko czarno białe filmy
Gdy nie przyśnił się od dawna sen zielonooki
W bajkach nie ma już rycerzy
Wyginęły smoki
Kiedy wiara pozostała tylko w to co szare
Kiedy tylko to co widać budzi jakąś wiarę
Gdy na nitce tak cieniutkiej wisi coraz więcej
Czego nawet choćby chciały nie udźwigną ręce
Kiedy krąg najbliższych ludzi z dnia na dzień maleje
Kiedy wiemy żadne z marzeń już nie ocaleje
Kiedy życie bez umiaru prosi wciąż o więcej
Jak osłonić serce
Gdy już w życiu się mieszają sny z rzeczywistością
Kiedy rodzi się z człowieku lek przed bliskością,
Kiedy traci kolor nawet niebo z malachitów
Gdy martwimy się wieczorem czy dotrwamy świtu
Kiedy krąg najbliższych ludzi z dnia na dzień maleje
Kiedy wiemy żadne z marzeń już nie ocaleje
Kiedy życie bez umiaru prosi wciąż o więcej
Jak osłonić serce
Jak osłonić serce w tej pogoni za rzeczywistością? Jak je w ogóle odnaleźć? I choć czuję, że zaczęłam żyć na nowo - boję się tym razem spoglądać w przyszłość. Przestałam w nią wierzyć. Nie wiem już jak tonąć w czyimś spojrzeniu. Nie wiem jak w tłumie szukać przyjaznej dłoni. Nie wiem jak wylać przed kimś wiadra słonych łez. Serce to taka beznadziejna instytucja... A życie wciąż chce więcej i więcej.
Dziś na pewno, już to wiem,
Pójdę spać, zapomnę Cię
Pójdę spać, zapomnę Cię
Polubiłam taki świat i jego lekko gorzki smak.
Polubiłam taki świat.
Dziś na pewno, wiem to już,
Zamknę drzwi, zgubię klucz.
zamknę drzwi, zgubię klucz.
Wymyśliłem sobie sen :
Jasne dłonie, w czarnej mgle
Pójdę spać, zapomnę Cię.
Ile łatwiej by nam było,
gdyby był łaskawszy dla nas czas?
Jakby tak się urodziło, w innej erze
każde z nas...?
Kiedy znowu świat nastraszy swoim końcem,
odejdziemy czarną drogą tam,
gdzie każde z nas ma jeszcze jakieś słońce
Ty donikąd, ja za Tobą.
Właśnie dziś, ostatni raz
Widzę w oknie Twoją twarz
Widzę w oknie moją twarz.
Tyle tych przeklętych miejsc
Pełnych nas... niepełnych mnie
Pójdę spać... pójdę spać, zapomnę Cię
Tym razem zasnę spokojniej. Sny będą czyste. Przestanę pamiętać, tak jak Ty już zapomniałeś. I choć wiem, że to ja jestem winna temu, że chciałam odnaleźć swoje marzenia i swoje szczęście. Wierzę, że Ty pójdziesz szczęśliwie donikąd, a ja gdzieś gdzie ktoś czeka na mnie.
Zapomnij o mnie zanim świat się zmieni w toń bez granic, nim spod nóg nam zniknie ląd.
Zapomnij o mnie szybko, zanim spali nas ta bliskość, która przyszła niewiadomo skąd.
Zapomnij o mnie łatwo zanim nasze słońca zgasną, nim ostatni raz nadejdzie świt.
Zapomnij o mnie kłamiąc, że się serca nie połamią, że to tylko jeden wielki mit.
...
Zapomnij o mnie kiedy spojrzę w inną stronę świata, zostaw mnie bez zbędnych słów.
Zapomnij o mnie jutro, zanim tą dziurawą łódką na ocean wspomnień wpłynę znów.
Teksty: Bartek Królak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz