Tak. Tęsknię. Nie każą mi tego
powiedzieć głośno, dlatego piszę. Kolejny list. Ale nie martw
się, tego nigdy nie wyślę. Może miałeś rację, może wypisuję
wszystkie troski na blogu z myślą, że kiedyś to przeczytasz. A co
wtedy? Nie wiem. Nawet nie jestem pewna czy chcę, byś zajrzał tu
kiedykolwiek.
Pamiętam jak powtarzałeś mi nie raz,
że będziemy szczęśliwi. Że ważne jest to, aby w chwilach
trudnych, w chwilach zwątpienia, pamiętać o tych wszystkich
dobrych chwilach, rzeczach, emocjach. Więc wbrew logice – tak
właśnie robię. Gdy kładę się spać i obracam na bok, mam
wrażenie jakbym kładła się na Twoim ramieniu. Tym ramieniu, które
całymi godzinami było moją opoką. Stamtąd było tak blisko do
Twoich ust, które czule ze mną rozmawiały, do Twoich oczu w które
nie bałam się patrzeć, i do Twojego serca. Myślałam, że chociaż
jego część do mnie należy. Lecz chyba znudziło Ci wlewanie we
mnie wiary, nadziei i miłości. Kilka chwil wystarczyło, byś sam
siebie przekonał, że nie możemy wspólnie tworzyć przyszłości.
Pamiętam chwile, w których spleceni
namiętnością kazałeś powtarzać mi, czyja jestem. "Jestem
Twoja", mówiłam. "Należę do Ciebie", mówiłam.
Czułam. Wierzyłam. Teraz te uczucia wydają mi się nazbyt odległe.
Masz racje, byłam beznadziejnie naiwna wierząc w Twoje wszystkie
piękne słowa. Nie byłeś ze mną szczery. Kłamałeś w żywe
oczy, w żywą duszę.
Starałam się. Nie byłam zazdrosna,
ani o koleżanki, o przyjaciół, nawet o gry, póki miałeś nad
nimi kontrolę. Nie mogę zrozumieć dlaczego tak nagle zechciałeś
od życia czegoś więcej. I czego więcej. Czego brakło Ci tak
naprawdę? Mojego czasu? Samodzielności finansowej? Dojrzałości?
Czemu wolałeś to skończyć, zamaist starać się rozwiązać
problem... Ufałam Ci, czułam się przy Tobie bezpiecznie, mówiłam
Ci rzeczy, których wcześniej nie mówiłam nikomu i byłam niemal
pewna... Ale baliśmy się słowa kocham.
Nie żałujesz, bo za kilka lat i ja to
zrozumiem. Nie żałujesz, ponieważ to wszystko nic dla Ciebie nie
znaczyło. Przestraszyłeś się tego, że nie dam sobie rady,
uznając mnie za niewystarczająco dorosłą do podejmowania
wspólnych, wiążących na przyszłość decyzji. Dlatego że mam
naiwne ambicje i pragnienie zmienienia świata. Na samym początku,
kiedy to wychwalałeś moje podejście do życia, tłumaczyłeś że
też taki byłeś. Że musisz mnie chronić, żebym się na tej
szarej rzeczywistości nie zawiodła. Ale łatwiej jest powiedzieć
"zrozumiesz to za kilka lat" niż "walczmy o wspólną
przyszłość".
Wali się. Nie... Wszystko się już
zawaliło. Zapadły się fundamenty, rozsypał źle postawiony strop.
Jak domek z kart. Wszystko się zawaliło pod wpływem niewielkiego
podmuchu. A może dzikiego sztormu. Nie wiem.
W marzeniach sennych budowałam nasz
dom. Ciepły i przytulny. Było w nim miejsce na wszystko. Na
namiętność, dwie stacje bojowe, psa, szacunek, pasje, pracę,
miłość. Najwyraźniej jednak nie można budować domu na nadziei.
Na złudnym poczuciu szczęścia.
Nie jesteś zły. Doszłam jednak do
tego, że to wszystko to moja wina. Czas, który dałam Ci na
przemyślenia... Powinnam wtedy posłuchać głosu serca, a nie
rozsądku. Chciałam być tylko pewną tego, że Ci zależy, bowiem w
ostatnich chwilach nie dałeś mi tego odczuć. Może za rzadko
mówiłam Ci, jak wiele dla mnie znaczysz. Że dziękuję Ci za
ogromne wsparcie jakie mi dajesz. Otrzymałam od Ciebie osiem
miesięcy szczęścia, pewności i stabilizacji. Pamiętasz? Mówiłeś,
że to ja nie dam sobie z Tobą rady i po takim czasie zrezygnuję.
Ale jednak to Ty po ośmiu miesiącach uwiązania i męczarni
postanowiłeś uciec. Bo wcale nie pragniesz poważnego związku i
stabilizacji, prawda? Nie chodziło o to "Ile można czekać?".
Wiesz jak się czuję? Jakby przez
osiem cudownych miesięcy ktoś karmił mnie szczęściem, poczuciem
wiary, radością, namiętnością, zapewnieniami pięknej
przyszłości, a potem z całej siły uderzył mnie pięścią w
brzuch z szyderczym uśmiechem i słowami "Głupia! Taki stan
nie istnieje! Wyrzygaj to wszystko i żeby Ci do głowy nie przyszło
starać się osiągnąć taki stan raz jeszcze!". Taka słodka
wizja podsyłana mi przez podświadomość.
Czuję ogromną pustkę. Tęsknię, tak
bardzo... Wiem, że mogłoby nam się udać. W końcu, pasowaliśmy
do siebie jak układanka z puzzli, pamiętasz? Dwa przeciwieństwa,
wzajemnie się uzupełniające. W jakiejkolwiek pozycji byśmy się
nie znaleźli, czułam że w Twoich ramionach jest moje miejsce. Tak
bardzo bym chciała, byś znowu to poczuł.
P.S
Jak ja się cieszę, że tego nikt nie
czyta. To miejsce jest lepsze do wyrzucania z siebie żali i
rozpaczy. Możesz uważać to za dziecinne i niedojrzałe, ale ja
potrzebuję uzewnętrzniać swoje cierpienie. Za pierwszym razem nie
potrafiłam i bardzo źle wyszła na tym moja psychika. Tak, to już
drugi raz, w moim krótkim życiu, kiedy to przez pana K. (cóż za
sytuacyjna zbieżność imion) odczuwam taki ból. Drugi raz wyrywam
sobie włosy z głowy, w szaleńczym tańcu swojej rozpaczy. Drugi
raz mam pocharatane i postrzępione serce. Drugi raz staram się
obiecać w sobie "Weź się w garść, pokarz mu! Udowodnij, że
potrafisz być jeszcze lepszym człowiekiem!". Ale ta metoda
przestała już działać.
Ludzie mają już mnie dosyć, nie
potrafią mi pomóc, a ja nie potrafię ich słuchać. Brzydzę się
i zazdroszczę im szczęścia którym emanują.
Ale tak to właśnie jest. Gdy latasz
zbyt blisko słońca, bardzo łatwo jest się nim sparzyć.
Byłeś moim słońcem, lecz teraz
jesteś mroczną stroną księżyca.
Twoja Zła Emocjonalna Decyzja
i Twój Goblin Stokrotka
i Twój Goblin Stokrotka
Edycja; P.S-2
Spójrz, jaki nieopublikowany wpis znalazłam. Pisany w trakcie naszych 'cichych dni', po których sam siebie przekonałeś, że to już koniec.
Spójrz, jaki nieopublikowany wpis znalazłam. Pisany w trakcie naszych 'cichych dni', po których sam siebie przekonałeś, że to już koniec.
"Potrzeba zrozumienia i bliskości."Jestem egoistką. Pieprzoną egoistką.Gdy zaczynam odczuwać brak zainteresowania i uwagi z Twojej strony w moich oczach pojawiają się krople gorzko-słonej substancji. I niestety zdarza się to coraz częściej. Nie potrafię wtedy oprzeć się wrażeniu że Ci nie zależy, a przecież staram się by dotarło do mnie coś innego... Że zawsze tak jest i tak powinno być, że to przecież normalne. Nie możesz być przecież na każde moje skinienie, wiem to.Nie znoszę jednak samotnych wieczorów i pustki w mieszkaniu. Gdy nastaje mrok, wszystko wydaje się takie przytłaczające, zwłaszcza gdy czekam na spotkanie z Tobą przez cały dzień. Mamy swoje życia, swoich znajomych, swoje zainteresowania, ale czy naprawdę nie można tego jakoś pogodzić?Bardzo mi na Tobie zależy i chciałabym zrobić wszystko by zasłużyć na Twoją uwagę. Jednak nic nie mówię. Trzymam wszystko w środku i nie postawię na swoim. Nic nie mówię, bo nie chce Cię stracić. Zawsze zganiam wszystko na swoje przewrażliwienie i biorę winę na siebie, a Ty nie przyznasz się że wina może być po obu stronach. Co najwyżej rzucisz jakimiś głupimi uwagami, które zasmucają mnie jeszcze bardziej.Nie oczekuję, że nagle zrezygnujesz ze wszystkiego na moją rzecz, ale może powinniśmy poszukać jakichś kompromisów. Powiedz jakich zmian oczekujesz ode mnie, będę starać się jeszcze bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz